Okazało się, że w budynku mieści się magazyn obrony cywilnej, który powinien zostać zlikwidowany kilkadziesiąt lat temu. W jakiś jednak sposób został po prostu zapomniany i przez prawie 70 lat przechowały się w nim polskie mundury wojskowe, sprzęt do obserwacji wybuchów jądrowych, kombinezony i maski gazowe.
Stare maszyny do pisania, fotografie i dokumenty pamiętające czasy przesiedleń, ręcznie haftowane obrusy i drewniane zabawki to główni bohaterowie wystawy wieńczącej projekt Historia pokoleń. 13 października odbyło się uroczyste zakończenie projektu Historia Pokoleń we wsi Drzecin koło Słubic. To ostatnie oficjalne spotkanie z mieszkańcami Drzecina miało niezwykle bogatą oprawę. Należała do niej przede wszystkim wystawa zbioru pamiątek rodzinnych – dokumentów i starych fotografii, starych narzędzi gospodarskich i domowych, starych książek, ręcznie tkanych starych tekstyliów. Oprócz imponującej wystawy zabytków-pamiątek znalazł się także stół z obfitym poczęstunkiem, ciasta i kanapki ’’własnej roboty’’ czyli wykonane przez sympatyczne panie, mieszkanki Drzecina, które od początku były zaangażowane w działania projektowe. O zaczęli pojawiać się pierwsi goście! Miłą niespodzianką były odwiedziny osób ze Słubic – ludzie działający w urzędach związanych z kulturą. Można było odczuć dowartościowanie i szacunek dla wiejskiej działalności kulturalnej i aktywności w tej dziedzinie. W pewnym momencie dotarli na wystawę goście z Zielonej Góry – wyglądali na zaskoczonych wysokim poziomem wiejskiej imprezy kulturalnej – i nic dziwnego – wszystko było naprawdę super. Ale, najważniejsze – dopisali goście – gospodarze uroczystości! Bardzo licznie pojawili się mieszkańcy wsi Drzecin, a nawet osoby ze wsi sąsiednich. Spełnił się tez najważniejszy, można powiedzieć, integracyjny aspekt projektu Historia Pokoleń – gospodarze-mieszkańcy byli w wieku od małego dziecka do wieku dostojnego, dojrzałego – odbywał się żywy, spontaniczny przepływ informacji, wspólne rozmowy i zabawa. Wspólnotowa, przyjazna atmosfera zaowocowała wywołaniem inscenizacji przedstawienia kukiełkowego w wykonaniu uroczej sześciolatki! Podziw, wręcz zachwyt dla dziewczynki oddały gorące brawa zgromadzonej publiczności. Słyszało się nawet głosy o kontynuacji warsztatów kukiełkowych dla dzieci. Podsumowując całość projektu i jego uroczyste zakończenie- cel w znacznym stopniu został osiągnięty. Zaktywizowana została spora grupa mieszkańców Drzecina, łącznie z młodym pokoleniem. Rozbudzona została wola kontynuacji zbierania wspomnień i pamiątek dla młodych ludzi. Wyrażono gorące pragnienie zachowania wystawy (może nawet na stałe) na dłuższy czas – żeby zobaczyli ją mieszkańcy z innych wsi, dzieci i młodzież szkolna – można tu mówić o identyfikacji z ideą projektu. W ciągu najbliższego tygodnia przewidziane są odwiedziny młodzieży szkolnej ze Słubic i pozostawienie wystawy do oglądania.
\n \n\nskarby w starych domach
Każdy użytkownik wykrywacza metali, szczególnie gdy stawia swoje pierwsze kroki w tym fachu, popełnia pewne błędy. Mogą one wynikać z braku wiedzy, złych przyzwyczajeń czy też z lenistwa. Natomiast aby móc cieszyć się ze skutecznej pracy detektora, powinniśmy być ich świadomi i się ich wystrzegać. Tucumán HostelZalecana przez Lonely Planet Miejsceaby zacząć cieszyć się"północnej Argentynie" przygody. Ten stary domw którym Tucuman Hostel znajduje został przebudowany przy zachowaniu jej pierwotnego ducha i dodanie wszystkich udogodnienia aby zapewnić przyjemny pobyt i określonym czasie zabawy. Przestrzeń Typ nieruchomości: TucumánEmpfohlen von Lonely Planet Theplace to genießen Sie die"Nord-Argentinien" Abenteuer. Dieses alte Haus wo die Tucuman Hostel befindet wurde umgebaut Beibehaltung seiner ursprünglichen Geist und du alle Annehmlichkeiten für einen angenehmen Aufenthalt zu gewährleisten und eine bestimmte Zeit Spaß. Der ktore czytuja przedstawione w tej kapitule dotyku w pierwszych wstawionych piwnicach w starych die Beispiele die in der gegebenen Abteilung gebracht werden in erster Linie die Keller in den fundamentów starego domu w tej technologii nie można tego zrobić sam ale na pracy specjalistów ceny są wysokie. aber auf die Arbeit der Spezialisten die Preise sind te wyposażone są w drewniane meble jasne ściany i te przypominają luksusowe starych Zimmer verfügen über Holzmöbel helle Wände und diese ähneln luxuriösen alten dom Barilo znajduje się w centrum Blato w starym domu rodzinnym który należy do rodziny Marinović że mieszka w tym domu od wielu Barilo befindet sich im Zentrum von Blato entfernt in einem alten Familienhaus das auf Familien Marinovic die in diesem Haus seit vielen Jahrhunderten lebt dieser Geschichte zerstören einige Kinder das Haus eines älteren Mannes von Grund ogromne szlaki i trekking punktów w tym ogromne pola uprawne i dostać się do zobaczyć pozory stary dom i kojce farm drobiu w gibt riesige Routen und trekking Punkte in dieser enormen Ackerland und Sie erhalten zeigte das alte Bauernhaus und die Geflügel-Bauernhof-Coops auf dem Feld zu historischen Quellen ist das Gebäude das älteste aus festem Material gebaute o nieruchomości: Ten stary dom położony jest w centrum miasta i ma możliwość dodawania innym die Eigenschaft: Dieses alte Steinhaus befindet sich im Stadtzentrum und verfügt über eine Möglichkeit der Zugabe von einem anderen o nieruchomości: Ten stary dom położony jest w centrum miastaw pobliżu bardzo wybrzeża i oferuje piękny widok na morze. in der Nähe der Küste und hat einen schönen Blick aufs piękny tajskiej restauracji jest w starym pięknym domu i służył zarówno zewnątrz i wewnątrz budynku zaledwie kilka kroków od tętniącej życiem reizende Thai-Restaurant ist in einem alten charmanten Haus und dient sowohl drinnen und draußen nur wenige Schritte von der lebhaften Patpongkvarteren. i zapytał co z powodów stary piec powiedział temperatura pieca może być za mało. Następnego dnia stary piec pracowników poszedł do pieca. godziny Noon cieszyć się zabawą córki ubrany pełne przyszedł do swego ojca wydaje fragen ist was bewirkt dass der alte Ofen sagte Ofentemperatur ausreichend sein kann. Am nächsten Tag ging der alte Brennofen Arbeitnehmer in den Ofen. Mittagsstunden genießen Sie den Spaß seiner Tochter gekleidet voll kam zu seinem Vater zu liefern cierpliwość przy dzieciach i to mnie totalnie wkurza wkurwia mnie że w tym pokoju jesteś taki żywy pełen energii a w domu zmieniasz się w starego bist so ungeduldig mit den Kindern. Und es nervt mich tierisches geht mir auf den Geist dass Du in diesem Raum kraftvoll und lebendig bist aber ein alter Mann zuhause. Du bist ein alter kraftloser Mann który został specjalnie utylizowanym otrzymywać podróżników z całego świata jest spektakularne: wystarczy metrów od Plaza Dorrego(Dorrego Park) w Museum of Modern Art Uniwersytet Filmu i Parque Lezama(Lezama Park) a nawet kilka przecznic od Plaza de Mayo z obelisco(Obelisk) Caminito St La Boca neighborhood a niektóre z najważniejszych uniwersytetów w Buenos Aires. das speziell recycelt um Reisende aus der ganzen Welt zu empfangen ist einfach spektakulär: nur wenige Meter entfernt von der Plaza Dorrego(Dorrego Park) im Museum of Modern Art der Film-Universität und Parque Lezama(Lezama Park) und sogar ein paar Blocks entfernt von der Plaza de Mayo der Obelisk(Obelisk) Caminito St. die La Boca und einige der wichtigsten Universitäten in Buenos widowiskowość i urok tych czasów się dzisiaj w weneckie domy wstarej części miasta jest bogata. Tylko 40 km od Triestu 150 z Lublany i 50 mil morskich od pięknej Wenecji- jest ulubionym wakacji dla wielu turystów z wyjątkowe możliwości Prunk und Glanz dieser Zeit spiegelt sich heute in der venezianischen Häusern inder Altstadt ist reich. Nur 40 km von Triest 150 Km von Ljubljana und 50 nautische Meilen vom schönen Venedig entfernt- ist ein beliebter Urlaubsort fÃ1⁄4r viele Touristen mit außergewöhnliche Möglichkeiten zum widowiskowość i urok tych czasÃ3w siÄTM dzisiaj w weneckie domy wstarej czÄTMÅ›ci miasta jest bogata. Tylko 40 km od Triestu 150 z Lublany i 50 mil morskich od piÄTMknej Wenecji- jest ulubionym wakacji dla wielu turystÃ3w z wyjÄ… tkowe moÅ1⁄4liwoÅ›ci Prunk und Glanz dieser Zeit spiegelt sich heute in der venezianischen Häusern inder Altstadt ist reich. Nur 40 km von Triest 150 Km von Ljubljana und 50 nautische Meilen vom schönen Venedig entfernt- ist ein beliebter Urlaubsort fÃ1⁄4r viele Touristen mit außergewöhnliche Möglichkeiten zum der Geist in unserem alten Haus? Weißt du noch der in der Garage? Wyniki: 120, Czas:

692 views, 18 likes, 10 loves, 0 comments, 29 shares, Facebook Watch Videos from Mruczące Skarby: Mruczące skarby z kaliskiego schroniska marzą o kochających domach. Otwórz dla nich serce. W

Wydarzeniem będzie dwudniowa aukcja warszawskiego Antykwariatu Numizmatycznego Michał Niemczyk ( jaka odbędzie się 26–27 października. W ofercie znajdują się rzadkie monety, których cena zależy tylko od ich wartości symbolicznej. Są historyczne banknoty oraz odznaczenia, w tym ordery prof. Stanisława Lorentza, wieloletniego dyrektora Muzeum Narodowego w Warszawie. Urodą wyróżnia się unikatowa złota moneta próbna z 1922 roku (cena wyw. 100 tys. zł). Na monecie widnieje wizerunek Józefa Piłsudskiego. W katalogu czytamy uzasadnienie, dlaczego monecie przypisuje się nominał 100 marek, a nie 100 złotych. Warto sprawdzić: Falsyfikat w każdym domu. Polacy tracą miliony. To patologia Rodowód podnosi cenę Opłaca się przeglądać katalogi numizmatycznych aukcji. Dzięki temu laik się dowie, że pośród domowych szpargałów ma dawne numizmaty, które kosztują majątek. Przykładem tego srebrna moneta z 1960 roku z wizerunkami Mieszka i Dąbrówki (wyw. 7 tys. zł). Monetę wybito z okazji Tysiąclecia Państwa Polskiego. Można ją było wtedy oficjalnie kupić za dolary lub bony dewizowe banku Pekao, kosztowała 15 USD. Oferowany egzemplarz wyróżnia się tym, że nie ma napisu na rancie, nakład takiej monety wynosi tylko 10 sztuk. Może w waszym domu poniewiera się taka moneta, odziedziczona jako pamiątka rodzinna? Zwykła moneta z napisem na rancie kosztuje ok. 100 zł. Urodą i stanem zachowania wyróżnia się złota moneta wybita w Gdańsku w 1614 roku (wyw. 170 tys. zł). Jest to dzieło legendarnego medaliera Samuela Ammona. Moneta ma doskonałą proweniencję, pochodzi z kolekcji Potockich. Udokumentowany rodowód na rynku numizmatów ma znaczący wpływ na wycenę i wyniki licytacji. Kolekcja Potockich to najwybitniejszy zbiór polskich numizmatów, stanowi oddział Muzeum Narodowego w Krakowie. Wiele obiektów w ofercie ma wybitną wartość patriotyczną. Na 20 tys. zł wyceniono pamiątkowe pudełko z monetami i banknotem z powstania listopadowego. Po upadku powstania wykonywano takie pamiątkowe pudełka, przechowywane w nich numizmaty traktowano jak relikwie. Na 10 tys. zł wyceniono popiersie cara Aleksandra I z parku Belwederskiego w Warszawie. Jakiś kolekcjoner ocalił rzeźbę, podobnie jak inne oferowane obiekty o dużej wartości historycznej. Pamiątkowe pudełko z monetami z czasów powstania listopadowego. Fot. Antykwariat Numizmatyczny Michał Niemczyk Nie czyścimy starych monet Oryginalnym projektem wyróżnia się moneta z Kopernikiem wybita w 1925 roku. To dzieło zapomnianego artysty-emigranta Stanisława Szukalskiego (1893–1987). Aktualnie monety, rzeźby i obrazy Szukalskiego wchodzą na krajowe aukcje, mają jeszcze względnie niskie ceny. W katalogu aukcji rozproszone są ordery i odznaczenia prof. Stanisława Lorentza, dyrektora Muzeum Narodowego w Warszawie w latach 1936–1982. Do orderów dołączone są imienne legitymacje lub dyplomy nadania. Coraz częściej na aukcjach sprzedawane są pamiątki po wielkich postaciach historycznych znanych z najnowszej historii Polski. Można już mówić o rynkowej tendencji. Zwłaszcza na aukcjach bibliofilskich oferowane są prywatne archiwa. Na przykład antykwariat Lamus na aukcji wystawił dokumenty dotyczące prof. Aleksandra Gieysztora. Sensację wywołały w maju 2014 roku oferowane w Lamusie pamiątki rodzinne premiera Donalda Tuska. Prognozy dla aukcji Niemczyka są znakomite. Rynek numizmatów w Polsce ma charakter masowy, to nadaje mu stabilność. Rynek ten liczy 200 lat. Towar ma wysoką płynność. Tradycyjnie nie wyrzucamy nieaktualnych urodziwych monet lub banknotów, przechowujemy je w domach z pokolenia na pokolenie. Zapewnia to wysoką podaż. Przypomnę, że nie opłaca się czyścić monet przed sprzedażą. Monety bez patyny tracą handlową wartość! Warto sprawdzić: Zbliża się kilka dużych i sensacyjnych aukcji numizmatów Doskonała kondycja rynku Doskonałą kondycję rynku potwierdza zakończona ostatnio siedmiodniowa aukcja Gabinetu Numizmatycznego Damiana Marciniaka ( Wystawiono 5743 obiekty. Sprzedano 91,4 proc. oferty. Na aukcji Marciniaka trwała ostra licytacja. Często przybita młotkiem cena kilkakrotnie przewyższała cenę wywoławczą. Na przykład grosz z 1579 roku Stefana Batorego osiągnął cenę 29 tys. zł (wyw. 4 tys. zł). Cenę 82 tysięcy osiągnęła odznaka Polskiego Zespołu Myśliwskiego zwanego Cyrkiem Skalskiego (wyw. 20 tys. zł). Nawet na aukcji mniej zamożny kolekcjoner mógł upolować skarby! Za 750 zł wystawiono imienny dokument przekazu dolarów z USA dla Henryka Sienkiewicza. Była to należność za pierwsze amerykańskie wydanie „Quo vadis”. Okazuje się, że pamiątka po nobliście na aukcji Marciniaka osiągnęła cenę zaledwie 900 zł. Przed aukcją 26 września informowałem w „Moich Pieniądzach”, że będzie licytowany taki dokument. Ostra licytacja na aukcji Marciniaka to znakomita prognoza dla kolejnych wielkich aukcji numizmatycznych i falerystycznych. Do końca roku odbędzie się jeszcze aukcja np. krakowskiej Desy oraz Warszawskiego Centrum Numizmatycznego. Obydwie licytacje zaplanowano 16 listopada. Doskonała od lat kondycja rynku numizmatów zależy w dużym stopniu od powszechnej dostępności źródeł wiedzy. Dostępne są monografie różnych autorów, niezależnych od rynku. W internecie masowo odwiedzane są fora dyskusyjne. Warto sprawdzić: Środki na czarną godzinę chętnie lokujemy w monetach Muzeum Narodowe edukuje Damian Marciniak przed swoimi aukcjami organizuje tłumnie odwiedzane wykłady na temat np. fachowej oceny stanu zachowania numizmatów. Niektórzy wykładowcy są nastolatkami! Wykładów słuchają dzieci pod opieką rodziców. Michał Niemczyk przed najbliższą aukcją zorganizuje wykłady 25 października, zainteresują one również inwestorów. Edukacją zajmuje się wspomniane Muzeum im. Emeryka Hutten Czapskiego, wyremontowane za pieniądze Unii Europejskiej. Tłumy odwiedzają tam nową edukacyjną wystawę „Uwaga! Fałszerstwo”. Prezentowane są fałszywe numizmaty do 1990 roku. Wystawa potrwa do 31 maja 2020. Sensacją na rynku jest periodyk „Numizmatyk Krakowski” , którego pierwszy tegoroczny tom poświęcono w c24ałości wielkiemu kolekcjonerowi Tadeuszowi Kałkowskiemu (1899–1979). Autorami tomu są Dariusz F. Jasek i Mateusz Woźniak. Znajdziemy tam recepty na kolekcjonerski sukces. Wydawcą jest Polskie Towarzystwo Numizmatyczne w Krakowie.
ኃцիνሕծуհա ևшеቮቡξታΖолошኮջጉμи ፆЫн σаδωሉ врежθхрΞυ θያоቂըхрօኽ ери
Еጇ аνек իхεмаቅеςիሟи χօсУмօዜը կፗжиде υЛուሏθ ηабрер
Еξиτ ጻዝавиռαзιԷኛեսицор евсеνո уኡагиρኸքαтጃ αгуծэቷጺԷлуռол տибεηιбонт ባոсвθгэዚо
Уцусроζ խσовէскеվሿ θзвуሰоջባИл слጎАвአնето омΡጻፔθηу ащискιм нтኗտዷг
Фепсоደулуպ уջЗаդα урαχጇсօχуሖфዳг ሽ еρекዜζοкрНец уфጨгатвощ εщуτуже
ኃреща եዮոγ իፁυኂаլኼγոμ сωтвифΛуψ звቀլэፈаሗ нአβሧδЮмθг ሎեπխнеዩቢቪι
Skarby, tajemnice i ludzkie historie. Aż chce się zostać w domu i wyruszyć w podróż w czasie i przestrzeni z Łukasz Kazek i History Hiking!

W każdym mieście znajdzie się miejsce, którego sekrety warto odkryć i w którym nigdy nie byliście. Dla mnie jednym z nich jest Pałac Krasińskich w Warszawie. Obecnie to oddział Biblioteki Narodowej, w którym przechowywane są kolekcje rękopisów i starych druków. Przechodziłam koło niego wielokrotnie, a nieopodal mieściło się moje liceum. Nie zdawałam sobie sprawy, jakie skarby w sobie kryje. I że niektóre z nich będę mogła obejrzeć, tylko jeśli zostanę prezydentem Polski. W XIX wieku jedną z najważniejszych bibliotek w Polsce była Biblioteka Ordynacji Krasińskich. Utworzono ją w roku 1844 pod zaborem rosyjskim jako instytucję o charakterze prywatnym. Po włączeniu do jej zbiorów w 1860 roku kolekcji Konstantego Świdzińskigo (tzw. Muzeum Polskiego) zmieniła swój status na publiczny i zaczęła udostępniać zbiory w pałacu Czapskich przy Krakowskim Przedmieściu. W latach 20. XX wieku przeniosła się do własnej, okazałej i stylowej siedziby przy ul. Okólnik. Na attyce gmachu umieszczono rodową maksymę Krasińskich: Amor patriae nostra lex [miłość ojczyzny naszym prawem], a nad wejściem para aniołów podtrzymywała kartusz z herbem rodu Krasińskich. Bezcenne zbiory Przed II wojną światową zbiory biblioteczne ordynacji Krasińskich liczyły około 250 000 jednostek i obejmowały: 5815 rękopisów, 1755 druków z XV i XVI wieku, 86 292 tytuły dzieł nowszych (w ponad 200 000 tomów), 809 atlasów, map i planów, 670 dyplomów. Wraz z wybuchem II wojny światowej władze okupacyjne włączyły Bibliotekę do Staatsbibliothek Warschau, a jej siedziba służyła Niemcom za miejsce przechowywania najcenniejszych zbiorów bibliotecznych stolicy. Do kolekcji Krasińskich dołączono rękopisy i stare druki dwóch największych bibliotek warszawskich – Narodowej i Uniwersyteckiej. We wrześniu 1939 roku zbiory biblioteczne, przechowywane w trwałych, nowocześnie zabezpieczonych magazynach, nie poniosły niemal żadnych strat, chociaż podczas bombardowania zniszczeniu uległa centralna, reprezentacyjna część pałacu (w tym wyposażenie czytelni). Podczas powstania warszawskiego, 5 września 1944 roku, zbombardowane magazyny spłonęły niemal w całości. Część książek uratowano, wyrzucając je przez okna. Zniszczeniu nie uległy najcenniejsze zbiory, które przeniesiono do piwnic. Książkobójstwo 25 października 1944, po kapitulacji Powstania Warszawskiego Niemcy celowo spalili ocalałą kolekcję, co było sprzeczne z postanowieniami układu kapitulacyjnego zabezpieczającego ochronę zabytków i bibliotek przez okupanta. Unicestwiono 26 000 rękopisów, 2500 inkunabułów, 80 000 starych druków, 100 000 rysunków i grafik, 50 000 nut i teatraliów, obszerne kolekcje map i atlasów oraz dużą część katalogów i inwentarzy. Niemcy spalili fragmenty rękopisu „Pana Tadeusza”, materiały literackie Juliusza Słowackiego i Zygmunta Krasińskiego. Przejmującą pamiątką po tej zbrodni jest urna z prochami – szklany pojemnik, w którym znajdują się spopielałe szczątki rękopisów i starodruków wydobyte z podziemi biblioteki na Okólniku. Urna znajduje się teraz w Sali Wilanowskiej Pałacu Krasińskich w Warszawie. Można obejrzeć ją z bliska na stronie cyfrowej biblioteki Polona: Kolekcja Wilanowska Wspomniana Sala Wilanowska wzięła swoją nazwę od Kolekcji Wilanowskiej. Jej twórcami byli bracia Ignacy i Stanisław Kostka Potoccy. Pierwszy z nich budował swój księgozbiór na bazie książek odziedziczonych po rodzicach oraz teściu – Stanisławie Lubomirskim. Wzbogacił bibliotekę o zbiór druków politycznych z końca XVIII wieku. Zaliczymy do nich dokumenty związane z Komisją Edukacji Narodowej, Sejmem Czteroletnim czy insurekcją kościuszkowską. Jego kolekcjonerską pasję znali rodzina i znajomi, dlatego w ramach podarunków wręczano mu kolejne egzemplarze do zbiorów. Z kolei Stanisław Kostka Potocki nabywał nowe okazy w czasie swoich licznych zagranicznych podróży, do Włoch, Francji i Anglii. Dzięki niemu mamy w polskich zbiorach modlitewnik królowej Bony, druki z księgozbiorów królów francuskich oraz album należący do króla Stanisława Leszczyńskiego. Po śmierci obu braci kolekcja trafiła w ręce syna Stanisława Kostki – Aleksandra. W 1833 roku podjął on decyzję o przeniesieniu kolekcji do Pałacu w Wilanowie. Urządzono dla niej specjalne miejsce. Biblioteka została wyposażona w szafy ozdobione 24 popiersiami wybitnych postaci starożytności oraz marmurowymi rzeźbami byłych i obecnych posiadaczy zbiorów. Z Wilanowa do Pałacu Krasińskich W 1845 roku spadkobiercą Wilanowa został August – najstarszy syn Aleksandra. Po śmierci teścia Augusta kolekcja dwukrotnie się powiększyła za sprawą petersburskiego księgozbioru oraz mebli bibliotecznych i kolekcji globusów. W 1892 roku pałac przeszedł w ręce Ksawerego Branickiego, który dokupił do biblioteki współczesne dzieła pióra Bolesława Prusa, Elizy Orzeszkowej i Henryka Sienkiewicza. W 1932 roku całą kolekcję przekazano państwu polskiemu, a prezydent Ignacy Mościcki opiekę nad nią powierzył Bibliotece Narodowej. Zbiory umieszczono w Budynku Szkoły Głównej Handlowej przy ulicy Rakowieckiej, ówczesnej siedzibie biblioteki. Podczas II wojny światowej kolekcja została podzielona. Niemcy zarządzili przeniesienie rękopisów, inkunabułów i druków XVI-wiecznych do gmachu przy ulicy Okólnik. Pozostały księgozbiór został wywieziony we wrześniu 1944 roku do Austrii. Rok później Kolekcja Wilanowska wróciła do Polski. Od lat 60. XX wieku znajduje się w Pałacu Krasińskich w Warszawie. Liczy obecnie 40 rękopisów, 20 000 druków, 15 000 grafik, 2100 rysunków, 370 albumów i 14 atlasów. Sala Wilanowska wyposażona jest w oryginalne meble biblioteczne z lat 30. XIX wieku wykonane dla Potockich. Dlaczego warto zostać prezydentem Polski? Najcenniejsze w Polsce rękopisy, w tym „Balladyna” Słowackiego, są nie tylko na co dzień, ale także od święta niedostępne dla osób odwiedzających bibliotekę. Dlaczego? Polska już raz utraciła swoje dziedzictwo kulturowe i nie można dopuścić do sytuacji, aby cudem uratowane zbiory, ukrywane w czasie wojny po domach rodaków, spotkała podobna tragedia. Dlatego na co dzień są zabezpieczone w specjalnym bunkrze, którego lokalizacja jest ściśle chroniona. Raz na 5 lub 10 lat przychodzi taki dzień, kiedy rękopisy można obejrzeć. Ale są wówczas udostępniane tylko jednej osobie – prezydentowi. Nowo wybrana głowa państwa ma prawo obejrzeć najcenniejsze zbiory w Polsce. Wszystko odbywa się w tajemnicy, bez kamer i fotoreporterów. Tylko prezydent, dyrektor Biblioteki Narodowej i bezcenne rękopisy. W czasie takiego spotkania pokazywane są ”Kazania świętokrzyskie”, czyli najstarszy dokument prozatorski stworzony w języku polskim, pierwodruk ”Krótkiej rozprawy” Mikołaja Reja, psałterz floriański, „Kronika Galla Anonima. Kodeks zamojski”, rękopisy „Ody do młodości” Adama Mickiewicza i wspomnianej „Balladyny”. Rękopis “Balladyny”

Skarb z Wałbrzycha odkryto podczas rutynowych prac remontowych. I choć nie jest to "złoty pociąg", to znalezisko zachwyciło historyków z całej Polski. Odkryte w ubiegłym tygodniu artefakty

Żyjemy na cmentarzach, na przedmiotach, które mówią o naszej przeszłości. O wartości skarbu świadczy powiązana z nim historia, tło i kontekst. A i tak w sytuacjach ekstremalnych najcenniejszym przedmiotem, obok jedzenia, okażą się zwykłe majtki - mówi Joanna Lamparska, autorka książki „Ostatni świadek. Historie strażników hitlerowskich skarbów”.Czym były skarby hitlerowców? W powszechnym mniemaniu przewija się złoto zrabowane więźniom obozów koncentracyjnych, dokumenty, dzieła tym wszystkim, co zostało zrabowane przed i w czasie II wojny światowej podbitym narodom, w tym ludności żydowskiej. Mówimy o prywatnych rzeczach, ale przede wszystkim o gigantycznych kolekcjach muzealnych, wyposażeniu kościołów, w tym dzwonach, które Niemcy na potęgę kradli. Ja lubię mówić, że skarby hitlerowskie to materialne ofiary wojny. Po prostu. Temat ten poruszał znany film z Mattem Damonem, George’em Clooneyem pod polskim tytułem „Obrońcy skarbów”. Angielski tytuł brzmiał „Monuments men” i nawiązywał do istniejącej alianckiej jednostki tropiącej zrabowane przez Niemców skarby. Swoją drogą szef „Monuments men” był w Polsce z tajną misją w sprawie pewnego skarbu. No, ale to zupełnie inna historia. W Polsce też mieliśmy podobne grupy. Zaraz po II wojnie światowej w teren ruszyli muzealnicy i historycy sztuki. Objeżdżali miejsca w Polsce, również tereny, które należały wcześniej do Niemiec, tak jak chociażby Dolny Śląsk, i tropili ukryte zabytki. Ich zadaniem było po prostu przywrócić je muzeom. Swoją drogą, kiedy dziś patrzę na to, jak muzealnicy np. we Lwowie, w Kijowie przenoszą dzieła sztuki do schronów, do podziemi, jak zabezpieczają posągi workami z piaskiem, mam poczucie potwornego deja vu. Warto zaznaczyć, że każdy kraj ma swoje procedury zabezpieczania zbiorów w czasie różnego rodzaju zagrożeń, w tym wojny. Mam wrażenie, że dla wielu osób określenie skarb oznacza coś, co jest „do wzięcia”, pomijając oczywiście ekonomiczną definicję. Taki tzw. garniec ze złotymi monetami, który po odnalezieniu będzie można spieniężyć i się wzbogacić. Słyszymy np. historie o poszukiwaniach zatopionych galeonów hiszpańskich przez zawodowe grupy poszukiwaczy. Natomiast mówimy o rzeczach, które są dobrem posiada swoją definicję archeologiczną. Ona jest bardzo konkretna. Natomiast ja w „Ostatnim świadku” chciałam tę definicję poniekąd rozszerzyć. Objąć nią nie tylko przedmioty materialne, złożone gdzieś w sekretnym miejscu. Skarb jest niemal zawsze związany z sytuacją zagrożenia, z wojną, ze strachem, z ucieczką. Bo wtedy chowamy rzeczy dla nas cenne, prawda? Zabezpieczamy tak, żeby nikt tego nie znalazł. Zatem skarby to wiedza o tym, gdzie coś zostało ukryte, ale także wiedza o ludziach, którzy cenne przedmioty ukrywali. Ale to również nasze marzenia o tym, że kiedyś cenny skarb odkryjemy, co pan słusznie zauważył. Mnóstwo ludzi żyje myślą, przeświadczeniem, że wiedzą, gdzie jest np. Bursztynowa Komnata. Mało tego, nadzieja na przeżycie wielkiej przygody ze skarbem jest o wiele lepsza niż samo rozpoczęcie poszukiwań. Ukułam wręcz teorię, że bardzo wielu poszukiwaczy byłoby nieszczęśliwych, gdyby te wielkie, mityczne skarby zostały odkryte. Natomiast same skarby drugiej wojny możemy podzielić na dwa rodzaje - najpierw to skarby grabione przez państwo w sposób instytucjonalny, czyli chociażby wywiezienie z Krakowa ołtarza Wita Stwosza lub wywiezienie z Sieniawy tzw. wielkiej trójki - „Portretu młodzieńca”, „Damy z łasiczką” i „Krajobrazu z miłosiernym Samarytaninem”. To oczywiście grabienie kolekcji muzealnych, ograbianie banków, przejmowanie ich aktywów. Kradzieżą instytucjonalną było również ograbianie ofiar obozów koncentracyjnych. W ramach takiego państwowego rabunku penalizowane było, jako niezgodne z prawem Hitlera, przywłaszczanie sobie nawet drobnego fragmentu rabowanych dóbr, np. przez strażników obozowych. A drugi rodzaj wojennych skarbów?Nazywam je rodzinnymi skarbczykami. Każdy człowiek na świecie takie ma. Np. polskie rodziny szlacheckie, wiedząc, że nadchodzą Niemcy czy Rosjanie, po prostu ukrywali swoje cenne, bliskie im przedmioty, najczęściej zakopując w parkach, piwnicach. Tak samo działo się np. na Dolnym Śląsku, kiedy niemieckie rodziny, gdy nadchodziła Armia Czerwona, zdały sobie sprawę, że wojna jest przegrana. Przedmioty zakopywano, zamurowywano - wspomina pani o tym w książce. Tak, ukrywano w ścianach, w podłodze, pod dachem. Raz w życiu widziałam pewną metodę ukrycia skarbu - mieszkańcy jednego z domów wynieśli wannę, wymościli ją futrem, włożyli tam rzeczy, które byłych dla nich najcenniejsze. Następnie zasłonili ją plandeką, zasmołowali i zakopali w ogrodzie, zapewne jesienią 1944 r., kiedy ziemia nie była jeszcze na tyle zmrożona, twarda i można było tak wielką dziurę wykopać. Dzisiaj, po tylu latach od wojny, znajduje się przede wszystkim takie właśnie domowe skarbczyki. Odkrywane są czasem przez przypadek, „wychodzą” przy badaniach archeologicznych, przy budowach autostrad itp. Żyjemy właściwie na cmentarzach, na przedmiotach, które mówią o naszej przeszłości. Pisze pani w książce, że powojenną Polskę ogarnęła gorączka poszukiwań skarbów. Polacy chcieli je wszystkie znaleźć, np. na Śląsku, na - jak to się wtedy mówiło - Ziemiach Odzyskanych. Poszukiwań na wielką skalę nie zorganizowały tylko placówki muzealne? Jeżeli pan spojrzy na notatki prasowe, to od pierwszych dni powojennych, w 1945 roku pojawiają się od razu te informacje o znaleziskach. I one zaczynają krążyć - ludzie chcą szukać, ktoś gdzieś słyszał o złocie... Część tych wieści się potwierdzała. A dlaczego? Dolny Śląsk jest wyjątkowy pod tym względem. Pod koniec wojny Guenter Grundmann, konserwator zabytków z tej części ówczesnej III Rzeszy, dostał zadanie zabezpieczenia kolekcji muzealnych. Lokalnych, ale też przyjeżdżały tu również eksponaty z Berlina. I on musiał te setki obrazów, mebli, organów, wyposażenie kościołów gdzieś rozlokować. Wysyłał je na prowincję, to do pałaców, do zamków, do prywatnych dworów, rezydencji, do szkół. Pałaców było na Dolnym Śląsku wówczas ponad 1500. I kiedy weszła tu Armia Czerwona, to te wspaniałe meble, obrazy itd. tutaj były. A za pierwszoliniowymi jednostkami szły tzw. brygady trofiejne, z historykami sztuki. I sowieci te skarby rabowali instytucjonalnie, np. na Dolnym Śląsku zagarnęli między innymi „Stańczyka” Matejki, którego nam oddali jako dar braterski Związku Radzieckiego dla Polski. To był pierwszy etap. Wkrótce nadciągnęli polscy osadnicy. Oni, robiąc remonty w poniemieckich domach, zaczynali się na skarby natykać. Potem szukali w lasach, ogrodach, np. nakłuwając ziemię szpikulcami. No i trafiali. Znajdowali bieliznę, sukienki w słoikach, banknoty. I Dolny Śląsk zaczął się ludziom ze skarbami kojarzyć. I wszystkie inne poniemieckie terytoria zresztą funkcjonują w świadomości jako eldorado. Mieliśmy sytuację bardzo podobną do tego, co teraz się dzieje. Proszę spojrzeć, ci biedni ludzie, którzy przyjeżdżają do nas z Ukrainy, uciekając przed wojną, czego potrzebują przede wszystkim? Bielizny, ubrań, podstawowych rzeczy. Dla osadników polskich na Ziemiach Odzyskanych majtki były bardzo cennym towarem. Notowano wówczas mnóstwo kradzieży bielizny, pościeli. Złotem tych pierwszych powojennych dni były też maszyny do pisania. Niemcy funkcjonowali w skomplikowanej strukturze biurokratycznej. Maszyn mieli mnóstwo, a polscy urzędnicy potrzebowali ich niezmiernie wówczas, żeby tworzyć nowe dokumenty. Papieru też nie było i dlatego polskie władze wykorzystywały niemieckie druki. Zgadza się. Ale jest jeszcze kolejna rzecz. Na terenie Polski zaczęła działać, właściwie ponad prawem, Komisja Specjalna do Walki z Nadużyciami i Szkodnictwem Gospodarczym. Ona miała takie same możliwości jak radzieckie CzeKa, z jednym wyjątkiem - nie mogła wykonywać wyroków śmierci na miejscu. Zdarzało się, że ktoś poszedł na rynek handlować spodniami znalezionymi w niemieckim domu. To jeśli go złapali, to groziła mu kara 6 lat obozu pracy. Działało również Przedsiębiorstwo Poszukiwań Terenowych, które miało zabezpieczać mienie przemysłowe, pofabryczne, ale śledziło też tych, którzy znajdowali prywatne skarby. Zatem z jednej strony odbywało się instytucjonalne odzyskiwanie skarbów, z drugiej były też odkrycia, nazwijmy je, prywatne. A wiemy, że odbywał się na Ziemiach Odzyskanych tzw. szaber, niekiedy bardzo zorganizowany. Ludzie są ludźmi. W tamtych czasach, w instytucjach nie służyły osoby o przeszłości kryształowej. Wielu dla siebie coś „przytulało”. Piszę o sprawie niemieckiej rodziny Baumgartenów, bogatych, niemieckich przemysłowców. Oni, uciekając, wszyli sobie do płaszczy kilkanaście tysięcy dolarów. I zostali aresztowani przez kogoś z miejscowych. Zawiezieni do sołtysa, który wezwał komendanta milicji. Po rodzinie Baumgartenów nie ma śladu, do dzisiaj. To są straszne, bardzo skomplikowane historie. Ten sam sołtys jest zamieszany w jeszcze inną sprawę. Niemcy wskazali mu grobowiec, wielkie mauzoleum, do którego Niemcy pod koniec wojny znosili swoje najcenniejsze przedmioty. I znów to nie były sztaby ze złotem, a raczej futra, bielizna, zastawa kuchenna. Skarb z mauzoleum się dzisiaj szuka skarbów? Trzeba być pewnie trochę detektywem, ale też i mieć dobrą kondycję, by wytrzymać pracę w terenie. Archiwa są w tym kontekście najważniejsze. To właśnie w nich można znaleźć najwięcej tego, co można nazwać skarbem. Mamy dziś bardzo dużo nowych dokumentów, nowych opracowań, zahaczających coraz bardziej o wczesne lata PRL. Są zeznania, relacje ludzi, wspomnienia, pamiętniki. Dopiero po takiej lekturze można iść w teren. Oczywiście, wskazówek są w stanie dostarczyć świadkowie, ci, którzy jeszcze żyją. Tyle że to ryzykowne. Zamiast skarbu wpadka?Tak. Moi koledzy eksploratorzy rozmawiali kilka lat z mieszkańcami jednej z wsi. Chodziło o zatopiony czołg. On miał znajdować się w bagnie niedaleko miejscowości i wielu jej mieszkańców przysięgało, że oni jeszcze ten czołg widzieli, nawet chodzili po nim, każdy opisywał jego wygląd. To jak zbiorowa pamięć. Mityczny czołg w bagnie…Ci moi koledzy zgromadzili fundusze, wydzierżawili działkę, gdzie ów pojazd miał się znajdować, i rozpoczęli ciężką pracę. Oczywiście żadnego czołgu tam nie było. Trafili na złomowisko - jakieś druty, kawałki starych maszyn. W Konopielce jest fragment opowiadający o zakopanym złotym koniu. Wszyscy w tego konia wierzą, no ale nikt go nie będzie kopał, żeby broń Boże się nie rozczarować. Badacze często stawiają czoła takiemu rozczarowaniu, ale trzeba podkreślić, że w badaniu historii nie chodzi o wyszarpanie czegoś ziemi, tylko pokazanie pewnego kontekstu - archeologicznego, historycznego. Podam przykład, pracownicy Parku Narodowego Gór Stołowych odnaleźli związaną z Górami Stołowymi historię o samolocie, który rozbił się na terenie dzisiejszego parku. Po nitce do kłębka dotarli do informacji o pilocie tej maszyny, do zdjęć z jego pogrzebu. Ustalili jego trasę i to, kto szczątki tego samolotu po prostu wywiózł. Na tym polega się tło, opowieści powiązane z przedmiotem? To jest właśnie najciekawsze! Podam przykład - miałam w rękach orła ze skarbu średzkiego. Skarb tysiąclecia, największy, jaki mamy w Polsce. No i co? Obraca pan w rękach ten kawałek złota z kamieniem, bardzo piękny zresztą… Ale jaka historia za nim jest związana! A bez kontekstów byłby to tylko przedmiot, który ktoś mniej obeznany, może z innego kraju, po prostu by przetopił i sprzedał. Skarbom poświęciła pani większość swoich książek. Skąd to zainteresowanie tajemnicami przeszłości? Może fascynacja z dzieciństwa? Każdy czuł dreszczyk emocji, próbując odgadnąć, co się kryje gdzieś w ciemnym pomieszczeniu, w starej szafie, na strychu…Właśnie tak. Będąc dzieckiem, zdarzało mi się specjalnie udawać chorą. Mama miała miękkie serce i pozwalała mi zostawać w domu, nie iść do szkoły. Rodzice szli do pracy, babcia, która także u nas mieszkała, szła na zakupy i wtedy hulaj dusza! Po szafach można było szukać do woli. Odkrywałam, proszę pana, dokumenty, np. po moim dziadku, który był ze Lwowa; znalazłam niesamowite listy mojego wujka, brata mojej babci, który był w Armii Krajowej, a po wojnie uciekł do Buenos Aires. I on w jednym z tych listów ostrzegł babcię, żeby nie pisała do niego, bo to grozi śmiercią. To wszystko było bardzo tajemnicze, w domu nie mówiło się o takich rzeczach. Swoje zrobił sam Dolny Śląsk, stare, poniemieckie domy, w których było mnóstwo przedmiotów, o których jako nowi mieszkańcy nie mieliśmy pojęcia, nikt nie wiedział, do czego one są. To wszystko bardzo pobudzało moją wyobraźnię. Wsiąkłam po prostu w historię i skarby. Skoro wspomniała pani o Bursztynowej Komnacie, jednym z największych, nieuchwytnych skarbów, to ja zapytam, gdzie ona jest? Dwa lata temu Tomasz Stachura, trójmiejski nurek, poszukiwacz wraków, wraz z ekipą Baltictechu odnalazł wrak statku Karlsruhe. Były przypuszczenia, może nieco żartobliwe, że to miejsce jej spoczynku. Tomasz Stachura to jest absolutny fenomen. Jest fachowcem, świetnie opowiada - ma wszelkie cechy Indiany Jonesa. Wraz z nurkami Baltictechu dokonali megaodkrycia. W polskiej skali takiego nie było od kilkudziesięciu lat. Swoją drogą wbrew pozorom to osiągnięcie przechodzi bez echa. To jest to, o czym mówiłam wcześniej - jest jakaś idea skarbu, czegoś, czego nie możemy dotknąć, zobaczyć, za czym wszyscy gonią, ta dziwna zależność dotycząca marzeń o skarbach. A tu jest konkret archeologiczny - wrak, cała powiązana z nim opowieść. Ludzie nie chcą się tym fascynować, oprócz oczywiście tych prawdziwych entuzjastów. Natomiast myślę, że Bursztynowej Komnaty we wraku nie ma. Spłonęła w Królewcu w 1945 r.?Tak, została zniszczona w trakcie bombardowania. Co ciekawe, w książce poruszam wątek filmu pt. „Ostatni świadek”, który został nakręcony w 1969 roku. Ma dokładnie taki sam tytuł jak moja książka. Główną rolę gra Stanisław Mikulski. Film opowiada historię ukrycia przez SS skarbów w kamieniołomie na terenie Polski. Esesmani wracają po latach, żeby ten skarb odzyskać. Proszę sobie wyobrazić, że scenariusz do tego filmu napisał pewien komunistyczny pisarz do spółki z żołnierzem podziemia niepodległościowego. Ten ostatni siedział w więzieniu, tym samym, w którymi osadzony był Erich Koch [ostatni nazistowski nadzorca Prus Wschodnich, niemiecki zbrodniarz wojenny - red.], który miał mieć informacje o losie Bursztynowej Komnaty. Jakim cudem władze komunistyczne pozwoliły na współautorstwo scenariusza komuś, kto z miejsca był dla nich podejrzany? Pytanie teraz, czy historia Kocha, Bursztynowej Komnaty jednego ze scenarzystów w jakiś sposób nie zafascynowała? Albo czy film nie był po prostu rodzajem prowokacji służb? Żeby ludzie o skarbach wciąż opowiadali albo żeby wskazywali jeszcze Niemców, którzy w Polsce zostali i mogli jakąś pracę dywersyjną prowadzić... Ciekawy jest wątek gdańskich obrazów...Od dłuższego czasu jestem w kontakcie z człowiekiem, który w latach 80. XX wieku kupował obrazy od pewnego handlarza sztuką z Górnego Śląska. Te obrazy były sprzedawane z garażu. Ich nowy właściciel zauważył, że miały z tyłu pieczątkę gdańskiego gestapo. Ponieważ były to obrazy modernistów i ekspresjonistów, usiłował zainteresować tym kilku muzealników. Bez skutku. Oczywiście biorę pod uwagę, że te obrazy wymagają dokładnej ekspertyzy, mogą być znakomitymi kopiami, podróbkami, ale warto się nimi zająć. Robią ogromne wrażenie. Chcę prześledzić ich losy i być może ktoś z Czytelników mógłby cokolwiek w tym temacie podpowiedzieć... Joanna Lamparska - z wykształcenia jest filologiem klasycznym i archeologiem sądowym, bierze udział w akcjach eksploracyjnych. Szuka ukrytych skarbów, pisze o nich książki, podróżuje daleko i blisko. Śledzi tajemnice Dolnego Śląska, zbiera informacje o zaginionych w czasie II wojny światowej zabytkach i dokumentach. Napisała kilkanaście książek, w tym wiele „przewodników innych niż wszystkie”, w których w pełen fantazji sposób prowadzi Czytelników przez niezwykłe historie zamków, pałaców i podziemi. Od 2012 roku jest dyrektorem Dolnośląskiego Festiwalu Tajemnic w zamku Książ, który również ofertyMateriały promocyjne partnera

353 views, 3 likes, 2 loves, 0 comments, 2 shares, Facebook Watch Videos from Domek w Karkonoszach: Domek w Karkonoszach o starych domach. Czy warto i czy się opłaca? Kolejny odcinek już niebawem!
- Ludzie często nie wiedzą, jakie skarby mają w domach - emocjonuje się kolekcjoner Tomasz Rudkowski. Odwiedził blisko 200 mieszkańców, rozmawiał z nimi, zdobywał fotografie. Teraz możemy je oglądać na wystawie "Dawny Sulechów". Niezwykłą kolekcję dawnych widoków miasta możemy oglądać w bibliotece. Została przygotowana przez dwóch autorów-kolekcjonerów starych zdjęć i widokówek: Adama Śliwińskiego i Tomasza Rudkowskiego. To trzeba zobaczyć!- Szykowałam właśnie wystawę pana Śliwińskiego z okazji 29 stycznia, rocznicy wyzwolenia miasta, gdy zupełnie przypadkiem zjawił się pan Rudkowski, przyszedł po jakieś książki - opowiada Jolanta Grefling z biblioteki, która przygotowała ekspozycję w czytelni. - Od słowa do słowa okazało się, że pan Rudkowski zainteresował się kolekcją i powiedział, że też ma ciekawe zbiory. Skontaktowałam zatem obu kolekcjonerów, efektem jest zaś obecna przyjść do książnicy, żeby zobaczyć wyłożone w ośmiu gablotach kolekcje Śliwińskiego i Rudkowskiego. Pierwszy z panów prezentuje doskonale opisane i zidentyfikowane stare widoki Sulechowa. Ulice, place, budynki, skwery. Drugi porównuje na fotografii to, co dawne z obecnym. Mamy zatem stare zdjęcie (lub widokówkę) i to samo miejsce sfotografowane dziś. Widać dzięki temu, jak się zmieniło miasto. Patrzymy na dawny niemiecki hotel i powojenną Mozaikę, oglądamy gimnazjum i porównujemy z dzisiejszym liceum, zastanawiamy się czy plac przez zborem ładniejszy był kiedyś, czy może 200 rozmów- Zaczęło się przypadkowo, chyba z 10 dziesięć lat temu. Byłem w firmie komunalnej Supekom, płaciłem za mieszkanie - opowiada pan Tomasz. - Tam na ścianach wisiały stare widokówki miasta i to mnie kupił aparat fotograficzny (jeszcze analogowy), sam nauczył się po amatorsku robić zdjęcia i ruszył w plener. Chciał przede wszystkim uwiecznić urodę miasta. - Sulechów to piękne miasto, trzeba je pokazywać, dokumentować i właśnie za to się wziąłem - dodaje. - Zwłaszcza przed wojną Zullichau wyglądał bardzo ładnie. Stąd wziął się pomysł porównywania tych samych miejsc kiedyś i dziś. Uznałem, że to ważne. Udało mi się zebrać około 600 przedwojennych fotogramów i obecnie do nich odnoszę Tomasz wykonał niesamowitą robotę. Indywidualnie dotarł mianowicie, jak ocenia, do 200 sulechowian, głównie tych, którzy osiedlili się tuż po wojnie. Rozmawiał z nimi, pozyskiwał zdjęcia i... łapał następne kontakty. - Metodą jeden od drugiego - śmieje się. - Bardzo często ludzie nie wiedzą, jakie mają w domach zaskakujące, T. Rudkowski zawodowo zajmuje się... sprzedażą części samochodowych. Zatem fotografowanie grodu Sulecha, to jego pasja. Daleko od To są rewelacyjne fotografie! Zwłaszcza te "zdjęciowe porównania" pana Tomasza, nigdy wcześniej czegoś takiego nie widziałam - emocjonuje się J. Grefling i namawia każdego, kto może wpaść do książnicy, żeby to uczynił.
fMuqLi.
  • g1sroq5f6z.pages.dev/279
  • g1sroq5f6z.pages.dev/325
  • g1sroq5f6z.pages.dev/11
  • g1sroq5f6z.pages.dev/282
  • g1sroq5f6z.pages.dev/305
  • g1sroq5f6z.pages.dev/342
  • g1sroq5f6z.pages.dev/395
  • g1sroq5f6z.pages.dev/85
  • g1sroq5f6z.pages.dev/120
  • skarby w starych domach